środa, 27 marca 2013

Świąteczne porządki.

Dziś dzień pełen relaksu i świątecznych porządków, ale nie mieszkania. Dziś porządki robiłam sama ze sobą. Wiosna tuż tuż, a człowiek przez tą zimę się zapuści, aż wstyd przed sobą samą. A więc dziś domowe SPA pełną parą. Najpierw wiosenny manicure hybrydowy w kolorze pistacjowym, potem pedicure, po którym czuję się co najmniej 5 kilo lżejsza :) Pół dnia chodziłam z olejem arganowym na włosach, aby jutro były lśniące, gładkie i mięciutkie. A na koniec wyciszająca maseczka do twarzy (moja urodzinowa). Idealna dla osób z wrażliwą cerą i pękającymi naczynkami, przynosi ulgę. Nie wiem tylko czy nie stosuję jej za często :) 
Właśnie siedzę z tą maską, a na koniec będzie jeszcze maseczka już bez zmywania nawilżająca. 

Dzisiejszy dzień był śliczny, cieplutki i słoneczny. Aż chce się żyć jak pogoda się poprawia. Ciekawa jestem jak będzie na Mazurach, tam zawsze chłodniej niż na Pomorzu. Ale jestem dobrej myśli. Mamy zamiar jutro wyjechać skoro świt, ale pewnie wyjedziemy jak zawsze :), jeszcze nawet nie jesteśmy spakowani. Więc za chwilę kładę się spać, aby wypocząć przed drogą.

Dziś byłam podwójnie dopieszczona, ponieważ nie tylko zafundowałam sobie SPA, to jeszcze Mąż przygotował obiad i pyszną, a przede wszystkim zdrową kolację.
Wczoraj trafiłam na super bloga Codzienna Kuchnia Niecodzienna (klik), który natchnął mnie na szaszłyki. My zrobiliśmy aż dwuskładnikowe: pierś z indyka i cebula. Miało być szybko i smacznie, rzeczywiście było! Jako surówkę zrobiłam pomidorki z kiełkami (szczypiorku i brokuła) polane sosem sałatkowym rozrobionym z wodą. Następnym razem zrobimy bogatsze, ale te również były pyszne! Mój Mąż jest mistrzem w przyprawianiu mięsa.

A na kolację były takie oto witaminy:

Świeży ananas i sok z pomarańczy i grapefruita. Żyć nie umierać :)

A teraz pora zmyć maseczkę i spać, bo przede mną zaledwie kilka godzin snu :)
A przed wyjazdem muszę zdążyć jeszcze Skalpel z Ewą :)

Dobranoc.


poniedziałek, 25 marca 2013

Wyróżnienie! - Creative Blog Award

Jest mi niezmiernie miło, że dostałam wyróżnienie od BabyGirl i bardzo Ci dziękuję. Jest mi niezmiernie miło! I naprawdę poczułam się wyróżniona! :)


1. Wyróżnij 5 blogów-nie można nominować bloga, od którego zabawa przywędrowała.






2. Poinformuj osoby wyróżnione.

3. Umieść informację o wyróżnieniu na swoim blogu.
 
4. Podziękuj za wyróżnienie.
 
5. Opisz siebie w trzech słowach:
 
Wrażliwa, nerwowa, (jeszcze) ruda :)
 
 
A dziś już wracam do świata żywych! Jeszcze nadal czuję osłabienie, poćwiczyłam chwilę nawet, ale nie dałam rady całego skalpela. Mąż mnie skrzyczał i kazał zrobić jeszcze przerwę od ćwiczeń. Mnie jednak rozpiera już i pomału chcę znów wznowić treningi. Został tydzień do wyjazdu na Święta i marzę, by przy wielkanocnym śniadaniu słyszeć komentarze rodziny: "Ależ schudłaś!", "Ale pięknie wyglądasz!" No cóż jestem jaka jestem, gdyby w wyróżnieniu było opisz siebie w 5 słowach dodałabym jeszcze: próżna i narcyz :)
 
Dziś znów bardzo zdrowy koktajl na kolacyjkę był. I robił się tak: jabłko ze skórką, banan, kawałek grapefruita, szpinak, trochę jogurtu naturalnego i otręby. Trochę zalatywał goryczą grapefruita, ale i tak był przepyszny! 




A tak wyglądał już w szklance:



 Kolor trochę lepszy niż ostatniego koktajlu. Mój Mąż prędzej skoczy z mostu niż wypije takie cudo, więc dla niego wycisnęłam soczek z pomarańczy:



A teraz pora na relaks, czyli wspólne oglądanie serialu :)


 


niedziela, 24 marca 2013

Chorzy...

Od piątku leżę w łóżku, na szczęście nie sama. Wraz z Mężem zachorowaliśmy i wegetujemy. Ja zapalenie gardła, on zapalenie oskrzeli. Jestem strasznie wściekła, bo od piątku nie ćwiczyłam i bardzo źle się z tym czuję. Niestety jednak choroba przyskrzyniła nas do łóżka. Jutro jednak choćby się waliło i paliło, choćbym miała wypluć płuca wracam do treningów. Jak nie ćwiczę  to chce mi się strasznie słodyczy i nie mogłam się już dziś powstrzymać, więc upiekłam muffiny. Wyszły pyszne. Dla Męża inne niż dla mnie. Przepis zaczerpnęłam z bloga Kuchenny Bajzel. Troszkę zmodyfikowałam, szczególnie przepis na moje muffiny.

Zdjęcia dziś robiłam telefonem i przepuściłam je przez jakieś filtry, mam nadzieję, że się spodobają :)

Zamiast czekolady, bo nie miałam, a że chorzy to nikt nie poszedł do sklepu, użyłam czekoladowych jajek wielkanocnych: 


W misce miksujemy 2 jaja, 50g drobnego cukru do wypieków oraz 50ml oleju.


Mam super mikser, który sam miksuje, więc w tym czasie przesiałam przez sitko 150g mąki pszennej i pół łyżeczki proszku do pieczenia.


Następnie obrałam z pazłotka i pokroiłam jajeczka (białe okazały się mieć kakaowe nadzienie).




Jajeczka wrzuciłam do mąki, a to wrzuciłam do jajek i wymieszałam już ręcznie.


Masę włożyłam do papilotek i do pieca na ok 20 minut. Mój piekarnik jest dziwny i ja piekłam je 10 minut na samym termoobiegu  i 10 minut z górną grzałką.




Zdziwiło mnie mieszanie mokrych składników mikserem. Muffiny smakują inaczej niż te co zazwyczaj robiłam. Są delikatniejsze, puszyste i miękkie. Zjadłam jedną na spróbowanie i zabrałam się za swoje. Przepis troszkę po swojemu zmodyfikowałam.

Do miski z mikserem włożyłam 2 jaja, 50g (może troszkę więcej) brązowego cukru i 50 ml oleju.


W drugiej misce 150g mąki pszennej, ale pełnoziarnistej zmieszałam z garścią żurawiny, odrobiną pokruszonej gorzkiej czekolady i rozgniecionym dojrzałym bananem.


Suche składniki połączyłam już ręcznie z mokrymi i wyszła taka papka :)


Masę przełożyłam do papilotek i do pieca.

Tak wyglądają gotowe muffiny:


Niektóre trochę się spiekły u góry, ale są i tak bardzo dobre. Ostatnio robiłam muffiny i na dziś zabrakło mi papilotek, więc użyłam świątecznych. W końcu niedługo święta, a sceneria za oknem przypomina raczej Boże Narodzenie a nie Wielkanoc.

Zdjęcia drugich babeczek o wiele bardziej mi się podobają, nie wiem co mnie dziś podkusiło na takie zdjęciowe wariacje i to jeszcze telefonem! Jednak co lustrzanka to lustrzanka! I oczywiście talent mojego Męża :)

Od jutra koniec laby! Wracam do ćwiczeń i biorę się za porządki, bo we czwartek wyjeżdżamy na Mazury do rodziców :)

czwartek, 21 marca 2013

Ratuuunku!!

Każdego dnia jest szaro i ponuro, czuję że jak taka pogoda jeszcze się przedłuży to wpadnę w jakąś depresję... Rano nie mogę się podnieść z łóżka, nie mam mocy. Czekam choćby na odrobinę światła, promieni słonecznych, o dodatniej temperaturze nie odważę się wspomnieć.. 
Boję się nawet wejść na pogodynkę :(

Te trudne dni trzeba jakoś przetrwać. Mam na nie kilka sposobów. Nie wiem jednak na jak długo wystarczą :)

Wczoraj oddałam się, ostatnio mojej ulubionej czynności: pieczeniu! Odkąd Mąż wychwalił pod niebiosa mój biszkopt pokochałam pieczenie. Uwielbiam buszować w kuchni jeżeli komuś smakuje to co ugotuję. Więc wczoraj wedle życzenia mego Męża zrobiłam ciasto czekoladowe, czyli po naszemu "Murzynek". Od wczoraj do dziś nabrał mocy i był przepyszny, poskromiłam swoje łakomstwo i zjadłam tylko jeden kawałek. Ja chętnie dodałabym np wiśni do środka, albo bakalii, ale mój Pancio jest bardzo wybredny i nie lubi. Polewkę oczywiście również zrobiłam sama, nie użyłam gotowego.
Oto jak się prezentował (już nie ma, mój łakomczuszek wszystko zjadł):


Co mnie jeszcze trzyma przy życiu w taką pogodę? Ćwiczenia z Ewą! Jestem uzależniona, ćwiczę codziennie, najczęściej wieczorami. Kładę się  wtedy spać w wyśmienitym humorze.
A dziś oglądałam jakiś filmik z Ewą i mówiła, że po treningu trzeba jeść! A ja dziś zaszalałam: skalpel i od razu po (nie wytrzymałam zbyt długo, ale na mnie to i tak wyczyn!) SZOK! 
Ze względu na to, że ćwiczyłam wieczorem postanowiłam zjeść coś lekkiego, pożywnego i co jest przede wszystkim bombą witaminową, czyli koktajl owocowo-warzywny!


Dałam banany, pomarańcze, marchewkę oraz garść świeżego szpinaku. Na koniec dodałam jeszcze łyżkę otrębów, kilka kostek lodu i odrobinę soku z cytryny.
Tak wyglądał gotowy:

Mój Mąż powiedział, że to wygląda jak kupka niemowlaka, ale w smaku był przepyszny! Polecam na kolacyjkę po (intensywnych) ćwiczeniach :)

A jutro już piątek, nareszcie weekend!

:)


niedziela, 17 marca 2013

I znów mam urodziny :)

Wczoraj zaprosiłam na małe świętowanie kilka moich najbliższych. Oprócz mojego Męża było tylko damskie grono. Miał być jeszcze mój kolega, ale wypadł mu wyjazd niestety :(

Wieczór udał nam się wspaniale. Zrobiłam jedzonko, dziewczyny tak mnie wychwaliły, urosłam tak, że ledwo mieściłam się w pokoju :)

Takie chwile są w życiu potrzebne, spotkania z przyjaciółmi, dobre jedzonko, drineczki. Oderwanie od codzienności jest bardzo miłą odskocznią. W czasach, w których żyje się szybko, goni i nie ma czasu na wiele przyjemności.Taka sobota w doborowym towarzystwie ładuje baterie na cały tydzień! Od jutra znów wiele spraw do załatwienia, muszę w końcu wziąć się za pisanie pracy licencjackiej, trochę się pouczyć, posprzątać i oczywiście pomyśleć nad miłym spędzeniem przyszłej soboty. Plan już jest, ale na razie cicho szaaaaa :)

Moja natura chwalipięty karze pochwalić się sobotnimi prezentami:

Od Gosi dostałam takie oto piękne słoiczki na przyprawki (sprawię sobie jeszcze kiedyś kilka takich, jak będę miała je gdzie stawiać):

Od mojej kuzynki bombkę z TBS (mango ma w tym roku wzięcie, z czego bardzo się cieszę!):


Od moich kumpeli z rodzinnego miasteczka dostałam przecudowną maskę do cery wrażliwej i naczyniowej. Kiedyś na pewno napiszę o niej kilka słów:


Jeszcze jedno zdjęcie, mojego tortu. Biszkopt upiekłam sama. Jestem mistrzynią pieczenia biszkoptu, wyszedł mi świetny już za drugim razem. Ale reszta należała do mojego Męża, bo z niego jest niezła zdolniacha. Zdobienie zrobił sam własnoręcznie z gotowych już mas cukrowych (mówi, że kiedyś pokusi się o zrobienie własnych). Róże również są przez niego lepione. To najpiękniejszy tort jaki w życiu miałam (może konkurować tylko ze ślubnym, ale on był z cukierni):



 Piękny prawda?

:)


czwartek, 14 marca 2013

Ćwierć wieku :)

Wczoraj, czyli 13 marca skończyłam 25 lat. Niestety od osiemnastki czas leci jak szalony. Wszyscy mówią: "Jesteś jeszcze taka młoda", a ja czuję, że życie ucieka mi przez palce i mija bardzo szybko. Dni, a nawet tygodnie lecą z prędkością światła. No cóż takie życie, czasu nie da się niestety zatrzymać. Nie ma co smęcić, trzeba się cieszyć tym co się ma. A ja mam naprawdę dużo :)

Wczorajszy dzień spędziłam bardzo miło. Odwiedziły mnie moje dwie kumpele. Jedna po to aby doprowadzić mnie do normalnego wyglądu (czyli pofarbować mi włosy), a druga złożyć życzenia i zjeść kawałek pysznego domowego ciasta.

Jutro czeka mnie ciężki dzień, bo sprzątanie i przygotowywanie małego przyjęcia urodzinowego dla najbliższych. Zrobię pyszny tort, który przyozdobi mój Mąż.

Czas na pochwalenie się wczorajszymi prezentami :) Na początek od Męża (dostałam do kompletu kubeczki, uwielbiam z nich pić):


Od mojej kumpeli taki oto zestawik (kwiatki, balsam do ciała i do ust z TBS):


Jeszcze upiekłam wczoraj muffiny z mąki razowej, z żurawiną i bananem. Taki mały trening przed sobotą :)
Pyszne były!


Wczoraj, w dniu urodzin minęły dwa tygodnie odkąd zaczęłam ćwiczyć z Ewą i efekty już są! Schudłam niecały kilogram, ale w pasie straciłam aż 6 cm! Jestem z siebie bardzo  dumna.
I Ewa też jest ze mnie bardzo dumna, mówi mi to przy każdym treningu :)

niedziela, 10 marca 2013

Niedziela.

Dziś natchniona zdjęciami z pewnego bloga (zapraszam do odwiedzin) postanowiłam z Mężem udać się do Ikei aby pooglądać sobie wnętrza i mebelki. Niestety nie możemy sobie pozwolić na swoje mieszkanie jeszcze (jak ciężko dostać kredyt na mieszkanie... :( ), ale za to poszliśmy sobie pooglądać. A przy okazji zrobiłam mały już od dawna planowany zakup (o nim później).

Oto mała fotorelacja z Ikei:

Najbardziej interesowały mnie kuchnie i jadalnie, ale w konkretnym stylu. Marzę, by kiedyś mieć którąś z tych aranżacji, może nie koniecznie identyczną, ale coś w ten deseń :)





Spodobały mi się jeszcze takie foteliki, chociaż nie wiem do czego mogłyby pasować:
(To czarne coś na tym w róże to takie ustrojstwo na gazetki)


I jeszcze takie dwie śliczne komódki:


Mojemu Mężowi średnio podoba się taki styl, ale myślę, że jak już będziemy wić to swoje upragnione gniazdko to go przekonam :)

A co do małego zakupu w Ikei to były to dwa słoiczki: jeden na płatki na mleko a drugi na otręby. A wyglądają tak:

A teraz czas iść wycisnąć pyszny soczek z pomarańczy, taka bomba witaminowa na kolację :)

piątek, 8 marca 2013

Półrocznica Ślubu.

Czas szybko leci i już minęło pół roczku odkąd zostałam żoną. Fajnie zgrało się z dniem kobiet. Ale dziś raczej celebrowaliśmy nasze pół roku, z takim Mężem dzień kobiet mam bardzo często :)

W ten dla nas szczególny dzień postanowiłam przygotować dla Męża niespodzianki. Zawsze na jakieś okazje to on się starał i mnie gdzieś zapraszał. A w tym roku ja go zaskoczyłam.
Najpierw przygotowałam pyszny obiad. Wytrawne naleśniki - zainspirowałam się naleśnikami, które ostatnio jadłam w Manekinie. Troszkę zrobiłam inne, bo z mąki z pełnego ziarna. W środku jest tylko usmażona pierś z kurczaka z curry i przyprawą do gyrosu. U góry sałata lodowa pokrojona w paski i pomidorek, a to wszystko polane odrobiną sosu sałatkowego (z torebki rozrobiony z wodą i oliwą). Do tego jeszcze był sosik czosnkowy. Pychota!


Wieczorkiem zaprosiłam jeszcze Męża do aquaparku w Sopocie. Ucieszył się bardzo. Był to dla nas wspaniały relaks, a w szczególności dla niego po całym tygodniu pracy. 

Jeśli chodzi o dzień kobiet to przyznaję się od razu, kwiatów nie dostałam. Mąż zna mnie na tyle dobrze i wie, że wolę bardziej trwałe prezenty i dostałam takie oto śliczności do kuchni:











Naczynka na kawkę i cukier, małą cukierniczkę (tylko gdzieś muszę dokupić tyci łyżeczkę) i pojemniczki na jajeczka na miękko. Urocze prawda? :)

A dziś był skalpel 2. Po nim już czuję lekkie zakwasy.
Ufff... Dziś nie zdechł przeze mnie żaden rudy kotek :)



czwartek, 7 marca 2013

Przegrał Leń!

Dosyć późno dziś wróciłam do domu. Najpierw uczelnia, a później pojechałam odwiedzić swoją znajomą do Gdańska (mieszkam w Gdyni). Wróciłam koło 17.00 i od razu wzięłam się za robienie obiadu. Dziś zjadłam kaszę gryczaną z warzywkami (mrożonki z Biedry) i odrobiną ogórka ze śmietaną i przyprawą. Stwierdziłam, że dziś trening odpuszczam, bo jest późno, bo trzeba poleżeć i polenić się z laptopem w łóżeczku. Otóż nie!! Przezwyciężyłam dziś swojego lenia! 
Pamiętaj!! Gdy odpuszczasz trening gdzieś tam zdycha mały, słodki, rudy kociak!
O taki:


Albo taki:


A dziś na youtube zobaczyłam, że jest już skalpel 2 - z krzesełkiem. Jest super! Najpierw jednak ćwiczyłam 1 i tego 2 dałam radę tylko 5 minut. Od jutra z rana skalpel 2 a wieczorem skalpel 1.

No to w takim razie trzymam za siebie kciuki jeszcze mocniej!

Na szczęście dziś przeze mnie nie zdechł żaden kotek :)

środa, 6 marca 2013

Zawitała wiosna.

Wybrałam się dziś z Mężem na co tygodniowe zakupy. Zobaczyłam śliczne kwiatki w doniczce i tak mi się zachciało wiosny w domu, że dwa wylądowały w koszyku. Jeden rozwinięty, a drugi w pąkach (Mąż stwierdził, że taki będzie lepszy, bo dłużej postoi). Dwie doniczki z nowymi mieszkańcami parapetu już stoją, a starzy poszli do śmietnika niestety, wszystkie kwiatki jakie mieliśmy były ścięte do ziemi. Nie mogłam już patrzeć na te sterczące badyle. Jakoś kwiatki nam się nie trzymają. Mało z nimi rozmawiam, właściwie to w ogóle, ale może miejsce w kuchni na parapecie też ma znaczenie. Jak gotuję to jest mega gorąco. Może powinnam zakupić kaktusy? Zrobię to jak ukatrupię te wiosenne ślicznoty (ananas czeka na rozebranie i konsumpcję):





Jeśli chodzi o mój zapał do ćwiczeń to jest nadal, tylko kilka dni nie ćwiczyłam, bo zrobiłam sobie coś z nogą... Ale już od dziś wznowiłam trening, na razie delikatnie, by nie forsować nogi. W ramach dążenia do wymarzonej sylwetki oprócz ćwiczeń staram się również zmienić nawyki żywieniowe. Dziś na obiad Mężulek zażyczył sobie kotletki schabowe, więc ja zjadłam tylko kotlety z pomidorkami i czerwoną cebulą. Dodałam sos sałatkowy już bez oliwy. Było pycha!

Zdjęcia talerza mojego Męża nie wrzucam, bo wstyd mi za niego, że tyle je. Ale kotlety schabowe robi najlepsze na świecie. Każdemu komu sprzedałam ten przepis robi tylko takie. Sekretem jest to, że przyprawia tylko solą, pieprzem i smaruje musztardą, potem jajko i bułka. Są przepyszne!
Może zbyt dietetyczne to nie było, ale normalnie tak jak on zjadłabym z górą ziemniaków :)

Nadal trzymam sama za siebie kciuki, BO NIC SIĘ SAMO NIE WYDARZY :)