czwartek, 21 marca 2013

Ratuuunku!!

Każdego dnia jest szaro i ponuro, czuję że jak taka pogoda jeszcze się przedłuży to wpadnę w jakąś depresję... Rano nie mogę się podnieść z łóżka, nie mam mocy. Czekam choćby na odrobinę światła, promieni słonecznych, o dodatniej temperaturze nie odważę się wspomnieć.. 
Boję się nawet wejść na pogodynkę :(

Te trudne dni trzeba jakoś przetrwać. Mam na nie kilka sposobów. Nie wiem jednak na jak długo wystarczą :)

Wczoraj oddałam się, ostatnio mojej ulubionej czynności: pieczeniu! Odkąd Mąż wychwalił pod niebiosa mój biszkopt pokochałam pieczenie. Uwielbiam buszować w kuchni jeżeli komuś smakuje to co ugotuję. Więc wczoraj wedle życzenia mego Męża zrobiłam ciasto czekoladowe, czyli po naszemu "Murzynek". Od wczoraj do dziś nabrał mocy i był przepyszny, poskromiłam swoje łakomstwo i zjadłam tylko jeden kawałek. Ja chętnie dodałabym np wiśni do środka, albo bakalii, ale mój Pancio jest bardzo wybredny i nie lubi. Polewkę oczywiście również zrobiłam sama, nie użyłam gotowego.
Oto jak się prezentował (już nie ma, mój łakomczuszek wszystko zjadł):


Co mnie jeszcze trzyma przy życiu w taką pogodę? Ćwiczenia z Ewą! Jestem uzależniona, ćwiczę codziennie, najczęściej wieczorami. Kładę się  wtedy spać w wyśmienitym humorze.
A dziś oglądałam jakiś filmik z Ewą i mówiła, że po treningu trzeba jeść! A ja dziś zaszalałam: skalpel i od razu po (nie wytrzymałam zbyt długo, ale na mnie to i tak wyczyn!) SZOK! 
Ze względu na to, że ćwiczyłam wieczorem postanowiłam zjeść coś lekkiego, pożywnego i co jest przede wszystkim bombą witaminową, czyli koktajl owocowo-warzywny!


Dałam banany, pomarańcze, marchewkę oraz garść świeżego szpinaku. Na koniec dodałam jeszcze łyżkę otrębów, kilka kostek lodu i odrobinę soku z cytryny.
Tak wyglądał gotowy:

Mój Mąż powiedział, że to wygląda jak kupka niemowlaka, ale w smaku był przepyszny! Polecam na kolacyjkę po (intensywnych) ćwiczeniach :)

A jutro już piątek, nareszcie weekend!

:)


niedziela, 17 marca 2013

I znów mam urodziny :)

Wczoraj zaprosiłam na małe świętowanie kilka moich najbliższych. Oprócz mojego Męża było tylko damskie grono. Miał być jeszcze mój kolega, ale wypadł mu wyjazd niestety :(

Wieczór udał nam się wspaniale. Zrobiłam jedzonko, dziewczyny tak mnie wychwaliły, urosłam tak, że ledwo mieściłam się w pokoju :)

Takie chwile są w życiu potrzebne, spotkania z przyjaciółmi, dobre jedzonko, drineczki. Oderwanie od codzienności jest bardzo miłą odskocznią. W czasach, w których żyje się szybko, goni i nie ma czasu na wiele przyjemności.Taka sobota w doborowym towarzystwie ładuje baterie na cały tydzień! Od jutra znów wiele spraw do załatwienia, muszę w końcu wziąć się za pisanie pracy licencjackiej, trochę się pouczyć, posprzątać i oczywiście pomyśleć nad miłym spędzeniem przyszłej soboty. Plan już jest, ale na razie cicho szaaaaa :)

Moja natura chwalipięty karze pochwalić się sobotnimi prezentami:

Od Gosi dostałam takie oto piękne słoiczki na przyprawki (sprawię sobie jeszcze kiedyś kilka takich, jak będę miała je gdzie stawiać):

Od mojej kuzynki bombkę z TBS (mango ma w tym roku wzięcie, z czego bardzo się cieszę!):


Od moich kumpeli z rodzinnego miasteczka dostałam przecudowną maskę do cery wrażliwej i naczyniowej. Kiedyś na pewno napiszę o niej kilka słów:


Jeszcze jedno zdjęcie, mojego tortu. Biszkopt upiekłam sama. Jestem mistrzynią pieczenia biszkoptu, wyszedł mi świetny już za drugim razem. Ale reszta należała do mojego Męża, bo z niego jest niezła zdolniacha. Zdobienie zrobił sam własnoręcznie z gotowych już mas cukrowych (mówi, że kiedyś pokusi się o zrobienie własnych). Róże również są przez niego lepione. To najpiękniejszy tort jaki w życiu miałam (może konkurować tylko ze ślubnym, ale on był z cukierni):



 Piękny prawda?

:)


czwartek, 14 marca 2013

Ćwierć wieku :)

Wczoraj, czyli 13 marca skończyłam 25 lat. Niestety od osiemnastki czas leci jak szalony. Wszyscy mówią: "Jesteś jeszcze taka młoda", a ja czuję, że życie ucieka mi przez palce i mija bardzo szybko. Dni, a nawet tygodnie lecą z prędkością światła. No cóż takie życie, czasu nie da się niestety zatrzymać. Nie ma co smęcić, trzeba się cieszyć tym co się ma. A ja mam naprawdę dużo :)

Wczorajszy dzień spędziłam bardzo miło. Odwiedziły mnie moje dwie kumpele. Jedna po to aby doprowadzić mnie do normalnego wyglądu (czyli pofarbować mi włosy), a druga złożyć życzenia i zjeść kawałek pysznego domowego ciasta.

Jutro czeka mnie ciężki dzień, bo sprzątanie i przygotowywanie małego przyjęcia urodzinowego dla najbliższych. Zrobię pyszny tort, który przyozdobi mój Mąż.

Czas na pochwalenie się wczorajszymi prezentami :) Na początek od Męża (dostałam do kompletu kubeczki, uwielbiam z nich pić):


Od mojej kumpeli taki oto zestawik (kwiatki, balsam do ciała i do ust z TBS):


Jeszcze upiekłam wczoraj muffiny z mąki razowej, z żurawiną i bananem. Taki mały trening przed sobotą :)
Pyszne były!


Wczoraj, w dniu urodzin minęły dwa tygodnie odkąd zaczęłam ćwiczyć z Ewą i efekty już są! Schudłam niecały kilogram, ale w pasie straciłam aż 6 cm! Jestem z siebie bardzo  dumna.
I Ewa też jest ze mnie bardzo dumna, mówi mi to przy każdym treningu :)

niedziela, 10 marca 2013

Niedziela.

Dziś natchniona zdjęciami z pewnego bloga (zapraszam do odwiedzin) postanowiłam z Mężem udać się do Ikei aby pooglądać sobie wnętrza i mebelki. Niestety nie możemy sobie pozwolić na swoje mieszkanie jeszcze (jak ciężko dostać kredyt na mieszkanie... :( ), ale za to poszliśmy sobie pooglądać. A przy okazji zrobiłam mały już od dawna planowany zakup (o nim później).

Oto mała fotorelacja z Ikei:

Najbardziej interesowały mnie kuchnie i jadalnie, ale w konkretnym stylu. Marzę, by kiedyś mieć którąś z tych aranżacji, może nie koniecznie identyczną, ale coś w ten deseń :)





Spodobały mi się jeszcze takie foteliki, chociaż nie wiem do czego mogłyby pasować:
(To czarne coś na tym w róże to takie ustrojstwo na gazetki)


I jeszcze takie dwie śliczne komódki:


Mojemu Mężowi średnio podoba się taki styl, ale myślę, że jak już będziemy wić to swoje upragnione gniazdko to go przekonam :)

A co do małego zakupu w Ikei to były to dwa słoiczki: jeden na płatki na mleko a drugi na otręby. A wyglądają tak:

A teraz czas iść wycisnąć pyszny soczek z pomarańczy, taka bomba witaminowa na kolację :)

piątek, 8 marca 2013

Półrocznica Ślubu.

Czas szybko leci i już minęło pół roczku odkąd zostałam żoną. Fajnie zgrało się z dniem kobiet. Ale dziś raczej celebrowaliśmy nasze pół roku, z takim Mężem dzień kobiet mam bardzo często :)

W ten dla nas szczególny dzień postanowiłam przygotować dla Męża niespodzianki. Zawsze na jakieś okazje to on się starał i mnie gdzieś zapraszał. A w tym roku ja go zaskoczyłam.
Najpierw przygotowałam pyszny obiad. Wytrawne naleśniki - zainspirowałam się naleśnikami, które ostatnio jadłam w Manekinie. Troszkę zrobiłam inne, bo z mąki z pełnego ziarna. W środku jest tylko usmażona pierś z kurczaka z curry i przyprawą do gyrosu. U góry sałata lodowa pokrojona w paski i pomidorek, a to wszystko polane odrobiną sosu sałatkowego (z torebki rozrobiony z wodą i oliwą). Do tego jeszcze był sosik czosnkowy. Pychota!


Wieczorkiem zaprosiłam jeszcze Męża do aquaparku w Sopocie. Ucieszył się bardzo. Był to dla nas wspaniały relaks, a w szczególności dla niego po całym tygodniu pracy. 

Jeśli chodzi o dzień kobiet to przyznaję się od razu, kwiatów nie dostałam. Mąż zna mnie na tyle dobrze i wie, że wolę bardziej trwałe prezenty i dostałam takie oto śliczności do kuchni:











Naczynka na kawkę i cukier, małą cukierniczkę (tylko gdzieś muszę dokupić tyci łyżeczkę) i pojemniczki na jajeczka na miękko. Urocze prawda? :)

A dziś był skalpel 2. Po nim już czuję lekkie zakwasy.
Ufff... Dziś nie zdechł przeze mnie żaden rudy kotek :)



czwartek, 7 marca 2013

Przegrał Leń!

Dosyć późno dziś wróciłam do domu. Najpierw uczelnia, a później pojechałam odwiedzić swoją znajomą do Gdańska (mieszkam w Gdyni). Wróciłam koło 17.00 i od razu wzięłam się za robienie obiadu. Dziś zjadłam kaszę gryczaną z warzywkami (mrożonki z Biedry) i odrobiną ogórka ze śmietaną i przyprawą. Stwierdziłam, że dziś trening odpuszczam, bo jest późno, bo trzeba poleżeć i polenić się z laptopem w łóżeczku. Otóż nie!! Przezwyciężyłam dziś swojego lenia! 
Pamiętaj!! Gdy odpuszczasz trening gdzieś tam zdycha mały, słodki, rudy kociak!
O taki:


Albo taki:


A dziś na youtube zobaczyłam, że jest już skalpel 2 - z krzesełkiem. Jest super! Najpierw jednak ćwiczyłam 1 i tego 2 dałam radę tylko 5 minut. Od jutra z rana skalpel 2 a wieczorem skalpel 1.

No to w takim razie trzymam za siebie kciuki jeszcze mocniej!

Na szczęście dziś przeze mnie nie zdechł żaden kotek :)

środa, 6 marca 2013

Zawitała wiosna.

Wybrałam się dziś z Mężem na co tygodniowe zakupy. Zobaczyłam śliczne kwiatki w doniczce i tak mi się zachciało wiosny w domu, że dwa wylądowały w koszyku. Jeden rozwinięty, a drugi w pąkach (Mąż stwierdził, że taki będzie lepszy, bo dłużej postoi). Dwie doniczki z nowymi mieszkańcami parapetu już stoją, a starzy poszli do śmietnika niestety, wszystkie kwiatki jakie mieliśmy były ścięte do ziemi. Nie mogłam już patrzeć na te sterczące badyle. Jakoś kwiatki nam się nie trzymają. Mało z nimi rozmawiam, właściwie to w ogóle, ale może miejsce w kuchni na parapecie też ma znaczenie. Jak gotuję to jest mega gorąco. Może powinnam zakupić kaktusy? Zrobię to jak ukatrupię te wiosenne ślicznoty (ananas czeka na rozebranie i konsumpcję):





Jeśli chodzi o mój zapał do ćwiczeń to jest nadal, tylko kilka dni nie ćwiczyłam, bo zrobiłam sobie coś z nogą... Ale już od dziś wznowiłam trening, na razie delikatnie, by nie forsować nogi. W ramach dążenia do wymarzonej sylwetki oprócz ćwiczeń staram się również zmienić nawyki żywieniowe. Dziś na obiad Mężulek zażyczył sobie kotletki schabowe, więc ja zjadłam tylko kotlety z pomidorkami i czerwoną cebulą. Dodałam sos sałatkowy już bez oliwy. Było pycha!

Zdjęcia talerza mojego Męża nie wrzucam, bo wstyd mi za niego, że tyle je. Ale kotlety schabowe robi najlepsze na świecie. Każdemu komu sprzedałam ten przepis robi tylko takie. Sekretem jest to, że przyprawia tylko solą, pieprzem i smaruje musztardą, potem jajko i bułka. Są przepyszne!
Może zbyt dietetyczne to nie było, ale normalnie tak jak on zjadłabym z górą ziemniaków :)

Nadal trzymam sama za siebie kciuki, BO NIC SIĘ SAMO NIE WYDARZY :)